sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 19

NOWY, PIĄTY ROZDZIAŁ STARBUCKS LOVERS!!!

Hey, wybaczcie kochani, że tyle to trwało:( Pojawiły się pewne problemy techniczne plus wprowadziłam małą poprawkę na którą zwróciła uwagę Aila,mam nadzieję, że teraz jest okay ;) Rozdział podobno nudnawy, ale wkrótce przekonacie się,że wszystko ma znaczenie :) 

Tak czy siak, enjoy!  :)
***



Postanowiłam zaryzykować, bo w końcu co mi szkodzi. Zapytam i tyle, jak odpowiedź będzie przecząca to trudno, spróbuję za jakiś czas. Dzwoniłam z bardzo pesymistycznym nastawieniem, mimo iż w głębi serca miałam nadzieję. Odczekałam parę sygnałów i gdy już miałam się rozłączyć usłyszałam świergoczący głos po drugiej stronie słuchawki.

- Tak słucham? – powiedział mój rozmówca.

- Cześć, tu Chloe. – odpowiedziałam niepewnie.

- Chloe, Chloe, Chloe – powtarzała moje imię jakby próbowała sobie coś przypomnieć – Ah tak ! Tata wspominał o Tobie. – powiedziała, wyraźnie ciesząc się z braku amnezji. 

- Suuuper, mi nikt o Tobie nie mówił– dziewczyna po drugiej stronie jedynie prychnęła.

- Veronique, siostrzyczko – dodała z przekąsem, a mnie zamurowało. 

Nie, żebym nie wiedziała, że mam siostrę, bardzo dobrze o tym wiem, aczkolwiek nie spodziewałam się, że to właśnie ona odbierze telefon. Veronique jest straszą ode mnie o 2 lata i jest dzieckiem z wcześniejszego małżeństwa mojego ojca. Mimo, iż znałam ją od urodzenia, zawsze podawałam się za jedynaczkę. Nigdy nie miałyśmy ze sobą dovrego kontaktu. Zawsze bylysmy przeciwko sobie. Zawsze była dla mnie nikim. Ulubienica rodziców,oczko w glowie. Ja od 17 roku życia mieszkalam sama,ona natomiast zawsze z rodzicami,bez nich byla nikim.  Nie odzywałam się z nią od ponad 4 lat. 

- Jest gdzieś mama lub tata niedaleko Ciebie? – zapytałam jak gdyby nigdy nic. 

- Ojjj a z siostrą to już nie łaska porozmawiać? 4 lata przerwy to za mało, żeby parę zdań zamienić? Czy może jesteś już tak wielką gwiazdą Hollywood, że nie marnujesz czasu na kogoś takiego, jak ja?! – wykrzyczała do słuchawki. 

- Vera, proszę Cię, nie zaczynaj takiego tematu, daj mi mamę i miejmy to z głowy.
Po chwili ciszy w słuchawce usłyszałam znajomy mi głos.

- Tak słucham

- Mamo, cześć, tu Chloe. 

- O Chloe, witaj. Co u ciebie słychać? – zapytała w brytyjskim stylu nie oczekując na odpowiedź, bo przecież nie liczyło się, czy mam się dobrze. – W jakiej sprawie dzwonisz?

- Tak sobie pomyślałam, że jakbyście mieli wolne, to może chcielibyście przyjechać na trochę się do mnie? – zapytałam z nadzieją. 

- Do Ciebie? Do Los Angeles? Wiesz ile to jest godzin lotu? 

- Ah no tak, nie pomyślałam o tym, masz rację. Dobra, to nie będę was na koszty roamingowe naciągać, mam nadzieję,  że wszystko u was dobrze i zdzwonimy się jakoś. – powiedziałam od niechcenia dobrze znaną mi formułkę, bo zawsze tak kończyła się moja minutowa rozmowa z rodzicami.

- My mamy się świetnie, wczoraj Veronique sprawiła nam cudowny prezent- zaczęła opowiadać, ale musiałam to przerwać.

- Wiesz co, nie mogę rozmawiać, właśnie ktoś przyszedł, opowiesz innym razem. Trzymajcie się. Pa. – powiedziałam i czym prędzej się rozłączyłam.

 Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor przerzucając z kanału na kanał. Na niczym nie mogłam się skupić i nic nie miało dla mnie sensu z tego co mówili w TV, jakby posługiwali się zupełnie innym językiem niż ja. Nie wiem jak długo tak przesiedziałam, ale z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam, przeczesałam palcami włosy i ruszyłam do drzwi, gdzie po otworzeniu przywitał mnie olbrzymi pluszowy tygrys z wielgaśnymi oczami, który pachniał jak Shannon. 

- Niespodzianka ! – krzyknął prawowity właściciel zapachu i wyskoczył zza pluszaka. 

– Cześć słońce. – przywitał się odsuwając tygrysa na dalszy plan. 

- Shann co ty odwalasz?! Co to za misiek? – zapytałam z wielkim uśmiechem, nawet nie starając się ukryć, jak bardzo mi się podoba. 

- To jest Shanimal. Mój słodszy sobowtór, który w razie gdy mnie nie będzie, – w tym momencie spojrzałam na niego ze strachem w oczach – bo będę np. w studio lub na koncercie – dodał szczerząc zęby – zaopiekuje się Tobą i będzie dodawać Ci otuchy. – wyrecytował i wręczył mi tą olbrzymią maskotkę, która ledwo zmieściła się w drzwiach. 

- Głuptas z Ciebie – powiedziałam na co on jedynie wytchnął język, jak małe dziecko i dodał „Twój głuptas”.

- Shanimal idzie teraz do sypialni, żeby się zaaklimatyzować, a my ruszamy w drogę – zakomunikował, biorąc ode mnie miśka i kierując się na górę do sypialni. 

- Ale który Shanimal ? – zapytałam zdezorientowana śmiejąc się w głos. – I gdzie idziemy? Muszę się przebrać? – stałam na środku salonu nie mogąc uzyskać odpowiedzi. 

Leto wrócił, zmierzył mnie wzrokiem i jedyne co odpowiedział to „ musisz”. Poszłam więc za nim do garderoby i „podziwiałam” jak niezdarnie idzie mu przeszukiwanie mojej szafy.

- Może pomogę? – zapytałam – czego szukasz?

- Dam sobie radę – odpowiedział i posłał mi morderczy wzrok. Skoro tak chciał, to proszę bardzo. Stałam, czekałam i obserwowałam jak się denerwuje, co było dość zabawne, przynajmniej z mojej perspektywy. Jego wizyta odepchnęła wszystkie inne problemy w kąt. Nie musiałam się martwić problemami rodzinnymi, bo miałam jego. Miałam przy moim boku, kogoś kogo kochałam? Chyba tak, chyba mogę powiedzieć, na razie przed samą sobą, że kocham Shannona Leto. Wcześniej bałam się tego, bałam się tego słowa, bałam się tego uczucia, ale zdałam sobie sprawę, że przy tym mężczyźnie nie mam się czego bać. No chyba, że momentu, w którym nie może znaleźć czegoś w mojej garderobie. Nie wiedziałam czy czuł to samo, co ja. Wiedziałam, że coś czuł na pewno, bo zachowując się tak, jak on w stosunku do kobiety nie można być obojętnym. Te drobne gesty, uśmiechy, muśnięcia dłoni, zaczepki. Byliśmy dorosłymi ludźmi, a nasza miłość była tak idealnie szczeniacka, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Każda rzecz była lepsza z nim. 

- Znalazłem ! – wykrzyknął nagle pełen radości i wręczył mi koszulkę. Swoją koszulkę. Koszulkę, którą sam mi podarował w dzień, w którym wylał na mnie kawę w Starbucksie. 

- Skąd wiedziałeś, że wciąż ją mam? – zapytałam zdziwiona, gdyż sama kompletnie o niej zapomniałam. 

- Ha! Buszuję w nocy po Twoim domu i rozglądam się co i jak.

- Taaa? A to ciekawe, bo szukanie jej zajęło ci jakieś – spojrzałam na zegarek – 47 minut. 

- Szczegóły…Ubieraj się i ruszamy, bo nie zdążymy. 

- Letoooo…- marudziłam, jednak posłusznym krokiem poszłam do łazienki, przy okazji biorąc jeansy i tenisówki. Długo nie zajęło mi szykowanie, gdyż nie pozwalał mi na to Shannon, non stop przypominając mi o swojej egzystencji przez wybijanie coraz to nowego rytmu o drzwi łazienki. Włosy związałam w luźnego koczka i poprawiłam rzęsy mascarą. 

- Chloe, spóźnimy się no ! Czemu wy kobiety zawsze musicie się tak guzdrać w toalecie, 5 minut i człowiek jest gotowy, a nie,  najpierw włosy, potem ubranie, do ubrania dobrać dodatki, nie daj boże inny kolor butów i torebki, przypudrować nosek, wylać na siebie cały flakon perfum i tak po 2h można rozważyć wyjście. – gadał jak najęty za tymi drzwiami, a ja jedynie podśmiewałam się pod nosem, gdyż już przed jego monologiem byłam gotowa do wyjścia. 

- O nie, nie pozwolę sobie na takie perfidne kłamstwa – udałam obrażoną i wyszłam z łazienki z rękoma założonymi na piersi i podbródkiem wyżej niż wieża Eiffla – buty w cale nie muszą już pasować do torebki. Kto ostatni w samochodzie kupuje kawę ! – rzuciłam niczym małe dziecko i czym prędzej zbiegłam na dół, a następnie do samochodu, zostawiając zdezorientowanego Shannona przed drzwiami łazienki. Z najszczerszym uśmiechem na twarzy i rozpierającą mnie dumą czekałam na perkusistę przed jego samochodem, który stał zaparkowany przed moim domem, jednak ani śladu tego szatana. Nagle usłyszałam głośny warkot silnika.

- Gwiazda, długo mam tak na Ciebie czekać? – zapytał siedząc w kasku na swoim ścigaczu. 

- No chyba sobie żartujesz… - prawie, że wyszeptałam i ze strachem spojrzałam na drugi kask, który trzymał w ręku.

- Ani trochę – powiedział i pokazał szereg śnieżnobiałych zębów. 

- Nawet mowy nie ma, nie wsiadam na to z tobą. Zresztą jak?- zapytałam, patrząc raz na motor,raz na samochód.

- Magia!  Hmm nie wiem czy bardziej powinienem się obrazić o „TO” czy „Z TOBĄ”.  – humor wyraźnie mu dopisywał, cieszył się tym, że to on był teraz górą.  – Chloe, nie rób siary no, bo naprawdę się spóźnimy, a nie wypada, żeby na nas czekali. 

Długo jeszcze minęło zanim udało mu się namówić mnie na przejażdżkę motorem. Przejażdżkę. Do czasu. Gdyby to była przejażdżka to bym jakoś to przeżyła. Założyłam kask, w którym musiałam wyglądać prześmiesznie, jednak w tym momencie ani trochę nie zwracałam na to uwagi, oby się nie zabić, powtarzałam. Nieporadnie zajęłam miejsce za Shannonem i gdy tylko zagazował ową „bestią” przyległam do niego kurczowo i nie puściłam aż do końca, co też niestety było błędem. Leto był znakomitym kierowcą, to trzeba było mu przyznać, mimo iż strach mnie paraliżował, to w głębi ducha wiedziałam, że jestem bezpieczna. Na miejsce dojechaliśmy w 15 minut i jak się okazało czekali na nas, a raczej na Shannona. I to był właśnie ten moment w którym żałowałam, że nie puściłam Shannona. Dookoła było sporo ludzi, spojrzałam w prawo – parka na motorze, spojrzałam w lewo – ten sam widok, wychyliłam lekko głowę, żeby zobaczyć co dzieje się przed nami i jedyne co zobaczyłam to szybki ruch chorągiewkami. W tym samym czasie dotarł do mnie krzyk Shannona „Trzymaj się mocno!” i po tym nic już nie pamiętałam z owego wyścigu, który podobno w cale nie był długi. Jak się później dowiedziałam, był to wyścig organizowany przez Shannona i jego znajomych. Już od paru lat, rok w rok, organizują taki dzień i bawią się swoimi „zabawkami” do woli. Tak też było i teraz, jeden przechwalał się drugiemu, a drugi trzeciemu opowiadał jaki ten pierwszy ma słaby silnik. Na całe szczęście nie byłam tam jedyną, która nie miała nic do czynienia z motorami. Jak na gentleman’a przystało, Shann przedstawił mnie każdemu i dzięki temu miałam możliwość spędzenia czasu z jego znajomymi. Część z nich była bardzo specyficzna, część odstawała od reszty na kilometr, a Leto dziwnym trafem łączył ich wszystkich. Przedział wiekowy i zawodowy był tak różnorodny, że chyba tylko zabrakło stu letniego testera chrupkości czipsów. Znając moje szczęście musiałam oczywiście trafić na zołzę, jędzę i nie wiem jak jeszcze określić ową „przyjaciółkę” Shannona, za którą się podawała.

- Więc teraz Ciebie Shann bzyka? – zapytała jak gdyby nigdy nic ciemnowłosa kobieta.

- Ymm Chloe Winkler, również miło mi poznać. – odpowiedziałam jak najbardziej dyplomatycznie, jak tylko mogłam w danej chwili. 

- Taaa czytałam w gazecie, to jak, raz dziennie, dwa razy? Bo wiesz, już ma parę lat na karku, więc pewnie nie może tak często – nadal kontynuowała temat, na który nie zamierzałam z nią rozmawiać. 

- Ojjj kochana, jeszcze byś się zdziwiła – wysmialam ją i ruszyła w przeciwnym kierunku.

- Czyli rzadziej, bidulka, ma inną na boku, też blondynę, ale zgrabniejszą od Ciebie, nie przyzwyczajaj się, rzuci Cię, jak poprzednie. – zaśmiała się i odeszła z zwycięskim uśmiechem na ustach. 

Gotowało się we mnie strasznie, jednak postanowiłam tego nie okazywać. Usiadłam na trawie przy dużym betonowym placu i robiłam parę ćwiczeń oddechowych z yogi. Gdy wszystko zaczęło odpuszczać, zauważyłam, że przy owym placu zbiera się coraz więcej osób. Nagle zaszedł mnie ktoś od tyłu i zakrył oczy. Oczywiście czułam i wiedziałam, że był to nie kto inny, jak Shann. 

- Jak się bawisz? – zapytał siadając obok i wręczając kubek mrożonej karmelowej frappe.

- Poza zawałem serca, który przeżyłam już parokrotnie dzisiejszego dnia, jest dobrze – odpowiedziałam lekko wymijająco, nie chcąc poruszać tematu ciemnowłosej. – Co tu się będzie teraz działo? – zapytałam z ciekawością delektując się mrożonym napojem.

- Teraz będzie najlepsza część całego dzisiejszego dnia – oznajmił uradowany – Najpierw będzie pokaz starych motorów, a następnie chłopaki pokażą parę tricków. Zobaczysz, będzie genialnie – cieszył się jak dziecko, przez co mi uśmiech samoistnie pojawiał się na twarzy. 

- Oooo widzisz ten czarny? – wskazał na dość stary motocykl z charakterystycznym warkotem. – Najlepszy ! 

- Naprawdę tak bardzo Ci się podoba? – spytałam zaskoczona. 

- Mam do niego sentyment. Jest to Indiana,  model z 1968 roku, mój ojciec miał taki, kiedy byłem małym, zanim jeszcze nas zostawił, woził mnie nim. To on zaraził mnie motorami. Zawsze marzyłem, żeby taki mieć, ale nigdzie nie mogę dostać takiego jak on miał. Bordowy, ze złotymi wstawkami i  małym tłoczonym znaczkiem Indianki, zamiast Indianina. Przez tyle lat go szukam i nic, nawet podobnego nie ma. – lekko posmutniał, żeby za chwilę rozweselić się przy kolejnych modelach. Siedziałam tak patrząc na te wszystkie motory, jednak najlepszą frajdę sprawiało mi przyglądanie się Shannonowi, który niesamowicie się tym fascynował. Lekko znudzona już siedziałam  i oglądałam dalsze występny i popisy owych kierowców. Jazda na przednim kole, jazda na tylnym, bączki i tym podobne. 

- Idę po coś do jedzenia, chcesz coś konkretnego? – zapytał nagle Shannon.

- W sumie to bez różnicy, byle bez pieczywa – odpowiedziałam i zajęłam się robieniem zdjęć. Kiedy wstał posłałam mu uśmiech, a on ruszył w stronę budek z jedzeniem.
Ja natomiast jakby nigdy nic siedziałam na tej trawie, co rusz strzepując jakieś paprochy z koszulki. Wnet, podszedł do mnie jeden z mężczyzn i podniósł łapiąc za rękę. Prawdopodobnie widząc moją zdezorientowaną minę powiedział „Nie bój się, potrzebujemy kogoś do tricku” i postawił mnie na środku placu. 

- Teraz jedyne co musisz, to stać nieruchomo, jak to tylko możliwe, bez gwałtownych ruchów. – poinstruował mnie mężczyzna i usunął się w tłum. Stałam tak na środku nie wiedząc czego się spodziewać. Z głośników leciała muzyka, a ludzie dookoła rozmawiali między sobą i wyczekiwali podobnie jak ja, na to co miało się wydarzyć. Po chwili słychać było donośny warkot motocyklowego silnika i zaraz po tym okrzyki i aplauz tłumu. Szukałam wśród widowni mojego wybawiciela, jednak mimo idealnego widoku, nigdzie nie mogłam go zlokalizować. Przede mną pojawił się czarny jak smoła motor, a na nim, również ubrany na czarno mój jak to wcześniej myślałam wybawiciel. Poziom adrenaliny gwałtownie wzrósł, a oddech mimowolnie przyśpieszył. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc stałam tak i czekałam na dalszy rozwój akcji.W głowie miałem milion myśli na sekundę i nie moglam ich uspokoić.Gdy nagle w błyskawicznym tempie motor zaczął się niebezpiecznie zbliżać w moim kierunku, znieruchomiałam. Okrążył mnie parę razy,  żeby znowu odjechać na dalszy dystans, a następnie z olbrzymią prędkością, a tak mi się przynajmniej zdawało, jechać wprost na mnie. Całe życie stanęło mi przed oczami i już byłam bliska omdleniu, gdy nagle zatrzymał się milimetry przede mną na przednim kole i powiedział tym swoim charakterystycznym, zachrypniętym głosem „Kocham Cię”, żeby za chwile posłać szybkiego buziaka i odjechać czym prędzej. 

14 komentarzy:

  1. Tak szczerze to srednio ciekawie, ale spoko, wakacje to i człowiek sie rozluźnia... Aczkolwiek: koedy pytał o to jedzenie to tak nie do konca ta scena była jasna, nie wiem czy wiesz o co mi chodzi, w kazdym razie przeczytaj fragment poprzedzający pytanie i samo pytanie - powinnaś zauważyć ze jakos tak dziwnie jest ;) i druga sprawa: skoro miał kask, przesłoniętą twarz to jak mógł ja pocałować? Takie to odrobine niejasne.
    Sorry ze sie czepiam ale juz tak mam, ze podobne rzeczy mi sie w oczy od razu rzucają
    ~ Aila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te uwagi, już poprawiłam i powinno być w miarę zrozumiale ;) niestety nie każdy rozdział może być pełen niespodzianek i zwrotów akcji, jednak wszystko ma swój cel:)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ja tu wchodze chce czytnac a tu nic! Czekam do jutra zatem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam i czekam i zapraszam na prolog drugiej czesci nie

      Usuń
    2. Wybacz,że tak wyszło,były pewne problemy no i niestety wcześniej się nie dało :( po powrocie z Chorwacji postaram się częściej pisać ;)
      Pozdrawiam i buziaki ;*

      Usuń
    3. Mnie tam sie podobalo co prawda ten wstęp z rozmowa z siostrą i mama jak dla mnie zbedny ale kto wie co Ty zechcesz z tym zrobic bo wiele razy takie niuanse maja wplyw na rozwoj syyuacji. Takze czekam na kolejne rozdzialy udanego urlopu życzę i zapraszan na nowo na prolog bo jednak zaczelam pisac szybciej ;)
      Pozdrawiam,
      Female Robbery

      Usuń
  3. Jej w końcu! Ostatnio przeczytałam całe i w prost nie mogę się doczekać kontynułacji :)
    Chciałabym tez Cię zaprosić na Prolog mojego nowego opowiadania o 30STM, które oficjalnie startuje już 1 września!
    Pozdrawiam i życzę weny
    L'AmourEstMonAir

    Ps. Nie moge sie już doczekać rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dać link : 30stm-a-new-reality.blogspot.com :) weny!

      Usuń
    2. Witam,witam :) niezmiernie się cieszę z nowej czytelniczki <3 cieszę się,że opowiadanie przypadło do gustu i z wielką chęcią będę śledzić Twój blog :)
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Mniam, podoba mi się ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero co znalazłam twojego bloga. I poprostu się w nim zakochałam <3 nie wiem jak to robisz ale podbiłaś moje serce ♥ czekam na dalszy ciąg bo z abardzi się wkręciłam *~* weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj bardzo miło mi to czytać,niezmiernie dziękuję <3 mam nadzieję, że nie zawiodę dalszymi rozdziałami ;) no i witamy na pokładzie! :)

      Usuń
  6. Pierwszy rozdzial drugiej czesci o pierwotnych

    OdpowiedzUsuń